Czarna droga

public-domain-images-free-stock-photos-black-white-vintage-suitcase-girl-railroadtracks-walking-1Wskazałeś mi czarną drogę, usłaną szklanym drzewcem. Stąpałam po niej boso, a z każdym kolejnym krokiem moje maski pruły się, pozostawiając tylko nici niedomówień,  zaznaczające drogę powrotną…  Kolejny krok… szwy puszczają, a ja się wiję w  moim kaftanie bezpieczeństwa, starając się pozostać w bezpiecznej przystani, trzymając się kurczowo wspomnień, jakby mogły wszystko naprawić, pozszywać…

Kazałeś mi iść po czarnej drodze. Czułam niewyobrażalny ciężar swoich doświadczeń, który nie pozwalał mi iść szybciej… pewniej… Im byłam dalej, tym moje serce szybciej biło, starając się nadążyć za moimi myślami. Im byłam bliżej, tym moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa, wiedzione lękiem  i niepokojem.

Nie idę już po czarnej drodze, ja na niej walczę. Moje doświadczenia, zamiast mi pomagać, krępują mnie, zamiast pancerza mam ciasną klatkę, w której nie mogę się ruszyć. Bezsilność wiąże mi stopy i dłonie, tworząc barierę nie do przejścia. Stoję uwięziona w swojej głowie. Na czarnej drodze stałam się jeńcem własnych przekonań. Przegrałam i zastygłam w swoim śmiesznym, poprutym kaftanie.

Stoję na czarnej drodze. Rozglądam się i szukam oparcia, by nie legnąć w gruzach swoich dobrych intencji… po chwili zauważam, że Ty jesteś tutaj. Ty, który kazałeś mi iść po czarnej drodze, obserwujesz mój każdy ruch i przyglądasz się mojej twarzy, czekając na rozwój wydarzeń. Widzę Twój ciepły uśmiech, oczy pełne nadziei i wiem już, co powinnam zrobić.

Zaczynasz mówić do mnie na czarnej drodze. Odnajduje bezpieczeństwo w Twoim głosie,  a niepokój topnieje, wsiąkając w kaftan. Moje dawne bezpieczeństwo, pod ciężarem nie-pokoju ześlizguje się na ziemię. Jestem wolna… od siebie. Powracam już pewniej na czarną drogę i ruszam na spotkanie z moim prze -znaczeniem…

Czarna droga doprowadziła mnie do nich. Stoję na krańcu swojego świata i spoglądam w dół, potem w górę.  Czuję jak przechodzi na nie przenikająca siła światła i niezłomny spokój szarości; słońce wraz z cieniem goszczą się na moim ciele. Przestaję być człowiekiem – cofam się (ale czy na pewno cofam, a może ewoluuję?), do bycia formą, pojedynczą literą, która może znaczyć wszystko i zupełnie nic.

Czuję jak mnie wypowiadasz, czuję jak w tej jednej chwili staję się prawdziwa i zaraz znikam, by pozostać w Twojej pamięci niedookreślona… zmierzona tylko słońcem i cieniem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.