Morze możliwości a może nie…

pexels-photo-large (1)W moich włosach szeleszczą wspomnienia minionych lat… Mienią się liczne doświadczenia odznaczając na każdym kosmyku rozmowy ze słońcem…

Wiatr delikatnie muska mnie po twarzy, przeczesuje niesforną czuprynę w poszukiwaniu lepszych chwil…

A ja… ja czuję się niesamowicie lekka… Wszystkie zmartwienia uleciały, negatywizm w każdej postaci wywietrzał jak stare perfumy. Pozbywając się takiego ciężaru zaczynam unosić się kilka centymetrów nad ziemią…

Nagle suchy ląd usuwa się spod moich stóp a w jego miejsce pojawia się morze ludzkich rozmów. Na początku zatapiam się w słowach, obserwując jak powstają, jak ewoluują. Widzę jak emocje kształtują niektóre z nich przez co stają się przeźroczyste do tego stopnia, że widać w nich drugie dno i promienie słońca. Chłód i ostrość innych mogę odczuć na własnej skórze; nawet przebywanie w ich pobliżu powoduje dreszcze i otarcia.

Wiedziona ciekawością wędruję na samo dno, gdzie jak koralowce gnieździły się wszystkie metafory, aluzje i sarkazmy. Podziwiam ich grę kolorów i zmyślność struktur, które niejednego człowieka wprawiłyby w zakłopotanie.

Tknięta jednak jedną przelotną myślą z dna przepłynęłam wprost pod powierzchnie by zaczerpnąć powietrza i własnej perspektywy. Przekrój rozmów wskazuje na bezkres możliwości i absurdalność moich starań.

Zaczynam delikatnie chwytać zasłyszane wokół słowa i tworzyć z nich swoją opinię, ale przerywa mi nadchodząca zmiana pogody ducha otaczających mnie ludzi. Zbliża się sztorm.

Wraz z pierwszym błyskiem moje myśli stają się bardziej niespokojne. Zebrane słowa, przerażone chowają się w zakamarkach mojego umysłu. Chcą przeczekać burzę. Ja też bym chciała się gdzieś schować, ale muszę walczyć, by nie utonąć.

Słowa rozbijają się o moje ciało. Bałwany bełkotu przecinają mi drogę, próbując zmylić kierunek. Nie pozwolę na to, by fale ludzkich opinii wywiodły mnie na manowce ludzkich uprzedzeń. Nie tym razem. Płynę. Utrzymuję się na wodzie i z uporem skupiam się na tym by nie dać się wciągnąć w żaden wir zwątpienia.

Jestem silna. Nadzieja wspiera mój opór przed niszczycielską siłą: ludzkim żywiołem…

Nagle następuje ten moment.

Zwodnicza fala zabiera mnie ze sobą w głąb bezdennej konwersacji najeżonej ostrymi słowami. Mimo, że nie chcę w niej uczestniczyć nie mam wyboru… Miotam się między argumentami próbując się z tego wydostać. Powoli opuszczają mnie siły a do mojego umysłu zaczynają się wtłaczać myśli pod dużym ciśnieniem… i kiedy już sądzę, że wszystko stracone, słyszę szept, który jak promień słońca przedostaje się nieśmiało przez sztormowe chmury.

To szept rozsądku… To p r z e b u d z e n i e …

Nie wiem jak to się stało. Czy to sztorm przeszedł czy moje ciało uwiedzione szeptem zaprowadziło mnie podświadomie w to miejsce. Ocknęłam się z letargu. Stoję twardo na ziemi obiema stopami ubranymi w skarpety i trampki. Stoję taka dosłowna… rzeczywista…

To nie był sen. Tego jestem pewna. Sen nie może zdarzyć się naprawdę, a ja już widziałam te sytuacje, moje ciało dobrze znało ten układ słów… Odpłynęłam we wspomnieniach naiwnie myśląc, że będę w stanie zmienić ich bieg, że mądrzejsza o kilka doświadczeń i wiosen przeciwstawię się skutecznie ich sile i zawojuje wodny świat… świat pełen niedomówień i płynnych znaczeń…

Teraz uśmiecham się do siebie lekko. Przeczesuję sobie czuprynę oczyszczając ją z resztek naiwnych myśli. Już się nie dam tamtym falom, nie popłynę w żadną stronę. Zostawiam tamten świat samemu sobie. Już do niego nie wrócę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.