Nasza partia

pexels-photo-57018-largeRozpuszczam przed sobą wizję utkaną z obietnic i przypuszczeń. Wizja ta jest delikatna niczym babie lato; jej cienkie nici odbijają promienie słońca. Stoję przed Tobą, a wizja zamienia się w szachownicę, która z utęsknieniem czeka na pierwszy ruch. Kilka pionów ustruganych z interpretacji dotychczasowych wydarzeń – jest ich piętnaście – jeden spadł bezpowrotnie w otchłań zapomnienia. Pozostali goście na mojej szachownicy leniwie rozglądają się, szukając punktu odniesienia. Nasycam się tym momentem, kiedy wszystko jest tylko czarne i białe; nie ma miejsca na wątpliwości. Powoli spijam ten widok… Delektuję się, by odzyskać siły. Czarno na białym widzę swoje szanse i szacuję ilość ruchów do wypowiedzenia słodkiego szach mat. Tylko… że to nie jest zwykła partia; ilością emocji bardziej przypomina ring z jedną główną zasadą: wszystkie ruchy dozwolone.

Mając to w pamięci rozpoczynamy 1 rundę.

Lód kruszeje i powoli zmarznięte palce dotykają nieśmiało pionów sugerując im drogę. To tylko jedno pole. To tak niewiele, ale w oczach zaczyna tlić się potrzeba władzy. W ustach pojawia się delikatny posmak kontroli sytuacji o winnej goryczy.

Runda 2

Teraz nie gramy tylko między sobą, ale rozpoczynamy bitwę ze swoimi myślami. Przez kilka sekund, kiedy oddajemy władzę by umożliwić ruch, szachownica zamienia się w morze myśli, które każda z nas stara się poskromić. Niepewność i strach są co chwilę zakrywane przypływami nieufności i wyrzutów. Silne prądy wątpliwości porywają w morską toń nadzieję nie dając jej nawet na chwilę odetchnąć. Dławiąc się własnymi myślami, emocjami i bezwładnością nagle czuję na sobie Twój przeszywający wzrok. Wykonałaś ruch – teraz moja kolej.

Runda 3

Nic już nie jest czarno- białe. Wszystko stało się   w  i  n  n  e   ciepłe światło latarni zaczęło otulać nas przy akompaniamencie deszczu. Mamy swoje namacalne morze. Krople codziennych spraw bezczelnie wpychają się na szachownicowy ring tworząc małe zwierciadła. Przeglądamy się w nich i zaczynamy dostrzegać groteskowość tej sytuacji. Nasz płomień władzy, chęć wygranej zostaje ugaszony narastającymi kroplami. Na szczęście nadzieja okazuje się być lżejsza od deszczu i wypływa na powierzchnie. To już koniec.

Starannie układam wszystkie bierki na swoje miejsce. Strzepuję z szachownicy tysiące zwierciadeł; czy to początek miliona lat nieszczęść? Nie.. zwierciadła uformowały się w jedno duże lustro na chodniku. Składam swoją wizję w kłębek i idę w poszukiwaniu kolejnego miejsca, gdzie będziemy mogły rozegrać kolejną partię.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.