Niby nic takiego, ot okno, jak każde w kamienicy. Otulone z zewnątrz ciepłem cegieł, wewnątrz biszkoptowym kremem, podkreślone PARApetem. On zaś kryje wiele tajemnic, rozmaitości myśli i rozdmuchane historie. Nie kryje się jedynie ze słoikową popielniczką i małą zieloną poduszką, które stoją na baczność, jakby chroniąc to, co wydarza się zawsze wieczorem w powszednie dni…
Bo wieczorami Para obelpia parapet – ona usadowia się przytulając poduszkę plecami, a on na krześle obok dokarmiając słoik…
On puszcza z dymem jej wszystkie obawy i zmartwienia. Jego spojrzenie opowiada historie o stoczonych bitwach – by ją chronić, o zabitych smokach i przebytych korkach, by znowu zobaczyć jej uśmiech.
Ona w odpowiedzi zaplata dłonie na jego naznaczonych rękach, gasi dotykiem problemy i zwątpienia. Tworzy artystyczny bałagan, by on mógł się nim zając i pozbierać myśli.
Oboje piją herbatę posłodzoną radosną naiwnością i tak sobie rozmawiają, droczą się… i parują z miłości…
…na parapecie, w oknie zwyczajnej kamienicy.
Tak wygląda szczęście zakochanych :):):)