Szkoda, że mnie nie widziałeś

Szkoda, że mnie nie widziałeś; jak tonęłam w żółci rzepaku. Kwiaty muskały moje nagie ramiona, liście kołysały się gwoli wiatru. Wyciągnęłam rękę ku niebu, by prosić je o jeszcze jedną szansę, a ono wysyłało w odpowiedzi puchate obłoki, pełne kropel deszczu. Czułam na sobie tę chłodną odpowiedź, która przeszyła mnie dreszczem beznadziei. Płakałam razem z deszczem, oddałam część siebie, którą zachłannie pochwyciła ziemia.

Szkoda, że mnie nie widziałeś, jak walczyłam z kłębami myśli; jak starałam się je odgonić, przestraszyć. One zbierały się w coraz większe chmary, podduszając mnie gorzkimi koncepcjami, przedostawały się do płuc niszcząc mnie od środka. Wyciągnęłam dłoń, by je rozproszyć, spalić żarem nadziei. Wszystko zajęło się ogniem; łatwopalne myśli oblepiły moje ciało płaszczem żywego ognia. Stapiam się, wypalam powoli…

Szkoda, że mnie nie widzisz, jak stoję przed swoim odbiciem zwątpień, jak im się przyglądam z obawą. Poparzona skóra od łatwopalnych myśli jest jak spękana pustynia, na której nic nie wyrośnie, nic się nie zazieleni. Jedynym zielonym elementem są zwątpienia W zwierciadle widzę swoją postać oplecioną nimi, ściskającymi coraz mocniej, wgryzającymi się w moją skórę. Nie mogę nic zrobić, więc ostatkiem sił wydobywam z siebie okrzyk, który odbija się od pustych ścian. Na próżno.

Szkoda, że mnie już nie zobaczysz.

Zdj. Tatiana Karol – Sokołowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.