Zebrałam wszystkie obawy i stworzyłam Twój szkielet; z kości niezgody złożyłam klatkę, w której zamknęłam Twój oddech.
Nie oszczędzałam determinacji, by uzbroić Twój tors, aby mógł rozbijać moje fale emocji, utrzymać się na morzu mojej rozpaczy, poprowadzić mnie na bezpieczny ląd. W podobną moc, tym razem z disneyowskich mrzonek, wyposażyłam Twoje ramiona, by mogły przewrócić mój świat do góry nogami, ochronić przed potworami z szafy, szarą rzeczywistością i kaloriami.
Uformowałam Twoje dłonie z tęsknoty za czułością; opuszki palców idealnie wyprofilowałam do dotyku mojego ciała, trzymania za rękę podczas spaceru, głaskania po włosach i układania scrabble. Wspomnienia o podróżach podyktowały mi wygląd Twoich nóg, na tyle wytrzymałych, by przeszły kilkanaście kilometrów bez bólu, na tyle miękkich, bym mogła na nich siedzieć i rozmawiać z Tobą godzinami.
Potem skupiłam się na Twojej twarzy; stworzyłam na Twych polikach mapę nieba, by namaścić Cię wizją raju i oddałam Ci trochę swojej ciekawości i beztroski, które odznaczyły się w dołeczkach widocznych podczas uśmiechu. Miłością do czekolady pomalowałam Ci włosy, szroniąc je gdzieniegdzie solą z wysuszonych łez. Resztką nadziei zabarwiłam Twoje oczy, zeszkliłam je żywym ogniem, pragnieniem czegoś więcej… artystyczną fanaberią i głodem nadprzeciętności.
Ciepło Twojego głosu wzięłam z miękkiego, żółtego swetra, a ton dobrałam do czytania na głos w chłodne, jesienne wieczory.
Całą bezwstydność ukryłam w Twoich ustach, by nauczyć Cię rozkosznych kłamstw, aroganckich komentarzy i perwersyjnego pragnienia prawdy.
A w głowie… w głowie umieściłam Ci prawdziwą zbrodnię… Hordy ostrych jak brzytwa słów, zastępy ironii; czarny jak smoła humor i niebezpiecznie wysoka inteligencja to tylko część Twojego oręża, która ma Ci pomóc zabijać… wszystko, co mi zagraża. Co zagraża Nam.
Zebrałam wszystkie obawy i stoję przed Tobą, a Ty wydajesz się strasznie prawdziwy. Patrzę na swoje dłonie zakłopotana ich nadludzką mocą… Czy to możliwe?
Patrzysz na mnie ze znajomą nadzieją w oczach, obejmujesz silnymi ramionami, a ja czuję się jakbym żyła w swojej wyobraźni…Wtulam się, jakbyś miał za chwilę zniknąć i z moich obaw wytrąca mnie Twój miękki, ciepły głos:
‘Nie bój się, nie zniknę.’ – szepczesz mi do ucha
Odetchnęłam z ulgą. Nie możesz być wymyślony przeze mnie…. Nie dodałam Ci umiejętności czytania w myślach.
Ta umiejętność czytania w myślach mogła by być ciekawym dodatkiem który zniwelował by nie domówienia w związku )))
A co do wiersza pomysł rewelacja czyta się jednym tchem istne cacko pośród szamotaniny ludzkich słów uważających się za poetów słowopletów
Tak, umiejętność czytania w myślach mogłaby rozwiązać wiele problemów i… pewnie też niektóre związki 😉 dziękuję za komplement- cieszę się, że Ci się podoba 🙂
Świetne i tak jakby …..znajome😍😘❤️ Czyta się jednym tchem😃
Dziękuję 🙂